Procesor: Intel i7 12650H @2.30 GHz
Karta graficzna: GeForce RTX 3060 Laptop
RAM: 16GB
System: Win11 x64
Dysk SSD: 1 TB
Bez problemu na najwyższych ustawieniach. Zero chrupnięć.
Nie jestem wielkim fanem gier soulslike. Nie mam cierpliwości do walk z bossami, szybko się irytuję,
kiedy głupio ginę i po prostu jestem kiepski. Czy Mandragora przebije się do świadomości kiepskiego
gracza?

W grze wcielamy się w królewskiego Inkwizytora. Na początku gry szybko kończymy cierpienia pewnej
wiedźmy podczas jej pokazowych tortur na dworze Króla. Nie dostajemy za to jednak czapy, jak by się
wydawało, tylko przykaz, aby wyruszyć i znaleźć drugą wiedźmę, która gdzieś się kryje. Jako posłuszny
Inkwizytor przyjmujemy zadanie. Problemem może być jedynie ten dziwny głos w naszej głowie, który
zaczęliśmy słyszeć po egzekucji pierwszej wiedźmy.

Tak oto zostajemy wrzuceni w ciekawy i ponury świat gry. Zanim jednak postawimy w nim pierwsze kroki,
musimy wybrać, czym zajmuje się nasz Inkwizytor. Znaczy, w czym jest dobry. Czy umie władać magią, a
może po prostu mieczem i tarczą? Może jednak woli nieco inny styl walki i włada dwoma sztyletami? Do
wyboru mamy 5 klas postaci. Każda ma swoje plusy i minusy. Każda ma swój styl rozgrywki i dość duże
drzewko umiejętności, na które będziemy wydawać punkty w miarę zdobywania poziomów.

Co ciekawe, mimo iż na początku wybieramy jedną z tych klas, to po zdobyciu 25 poziomu, odblokujemy
sobie dostęp do pozostałych, co pozwoli nam mieszać zdolności.
A jak prezentuje się sama rozgrywka?
Mamy tu mieszankę Metroidvanii i gier Soulslike. Świat przedstawiony widzimy w rzucie 2,5D. Poruszamy
się po poziomach w dwóch wymiarach, ale grafika daje nam też trójwymiarowe postacie i tła. Wygląda to
bardzo dobrze.

Po świecie mamy porozrzucane swego rodzaju „punkty kontrolne”, przy których możemy się wyleczyć,
podnieść poziom, jeśli zbierzesz odpowiednią liczbę esencji, a do tego służą, jako punkty do szybkiego
przemieszczania się po mapie. Oczywiście jak to w soulslike, jeśli odpoczniesz przy takim punkcie, to
odrodzą się wszyscy wrogowie (oprócz bossów i min bossów).

No właśnie. Wrogowie i walka. Walka opiera się na zarządzaniu zasobami. Te zasoby, to oczywiście
nasze punkty życia, ale też mana, stamina czy adrenalina. Zadając ciosy, czy rzucając czary
wykorzystujemy manę i staminę. Za dużo i za szybko będziemy próbowali zrobić i możemy nagle być
bezradni. Bo nie tylko ataki się liczą. Mandragora to gra, w której trzeba też unikać ciosów. Brak staminy
na unik może oznaczać początek końca. Zwykle bardzo szybkiego i brutalnego końca.

Wrogowie potrafią zrobić nam krzywdę na wiele sposobów. Podstawowe mobki nie są może specjalnym
problemem. Zwłaszcza, jeśli nie ma ich wiele. Są miękkie i mocno przewidywalne. Ale to nie znaczy, że
można je ignorować. Trzy albo cztery małe pająki już potrafią stać się zagrożeniem. Dwóch magów i
koleś z tarczą, albo nożownik i może być nieciekawie. Spokój i cierpliwość, oraz znajomość ich wzorców
ataków, daje nam przewagę.

Ale jak to zwykle w tych grach bywa, dopiero bossowie albo mini bossowie są prawdziwym wyzwaniem.
Zostajemy z nimi zamknięci na niewielkiej przestrzeni i musimy sobie radzić. Niektórzy mają jedną fazę
walki, inni więcej. Co ciekawe mamy bossów, którzy po zadaniu pewnej liczby obrażeń po prostu w jakiś
sposób zmieniają swoje schematy ataków, dodając jakiś element. Ale są i tacy, którzy po pokonaniu ich
nagle wchodzą w kolejny stage walki, który staje się dużo cięższy do ogarnięcia, bo schematy ataków
stają się niesłychanie dzikie. I wtedy już nie tylko cierpliwość i spokój, ale również dobre pozycjonowanie
mogą przesądzić o naszym zwycięstwie lub porażce. Choć przyznam, że są frustrujące momenty, kiedy
timing ataków bossa jest taki, że cokolwiek nie zrobimy i tak dostaniemy po twarzy, a to czasem może
położyć nawet najlepiej prowadzoną walkę.

Na szczęście śmierć w grze nie jest ostateczna. Odradzamy się, bowiem przy wspomnianym już „punkcie
kontrolnym”. Poważną konsekwencją jest utrata wszystkich punktów esencji służącej do levelowania.
Oczywiście jak to w grach soulslike, to nie jest bezpowrotna strata. Te esencje leżą tam gdzie umarliśmy.
Można po nie wrócić, ale trzeba powalczyć o odzyskanie tego, co upuściliśmy. Jeśli zginęliśmy głupio
wśród małych wrogów, albo po prostu spadając w przepaść, to jest nadzieja. Gorzej, jeśli rozwalił nas
boss. Wtedy odzyskanie straconych punktów wymaga tez pokonania bossa. A jeśli zginiemy zanim
podniesiemy utracone esencje, to znikają one z planszy. Urok soulslike.

Walczymy sami, ale to niż znaczy, że nikt nam nie pomoże. W czasie naszej wędrówki spotkamy sporo
różnych osób, które stworzą całkiem ciekawą ekipę, u której będziemy zaopatrywać się w sprzęt i inne
przydatne rzeczy. Niektóre rzeczy trzeba będzie stworzyć znajdując materiały, a także schematy takiego
sprzętu (a czasem i podnosząc poziom naszego kolegi rzemieślnika), a część po prostu kupimy, jeśli
będą je mieli w ofercie.

Oczywiście oprócz tego czasem znajdziemy coś w skrzyni, czy podniesiemy po pokonanym wrogu.
Możliwości ulepszenia swojego sprzętu jest mnóstwo. Choć nie zawsze taki upgrade jest łatwy. Wrogiem
lepszego sprzętu jest nasz udźwig. Na początku gry będziecie walczyli z tym, żeby dobrze rozplanować,
co chcecie założyć i jak podnieść cechy, żeby swobodnie posługiwać się nową bronią i chodzić w nowych
„ciuszkach”. Zwłaszcza, jeśli gracie klasą walczącą mieczem i tarczą.

Irytujący w grze jest też fakt, że nie zawsze jasno tłumaczy nam ona swoje własne mechanizmy.
Przykładem niech będzie ulepszanie umiejętności aktywnych. Możemy to zrobić zbierając pewną
dodatkową walutę. Skąd ona wypada? Tego się tak łatwo nie dowiecie. Poza tym na ekranie umiejętności
dostajemy info, że ulepszyć ją możemy tylko będąc w Witch Tree. Ale kiedy jesteśmy w tej lokacji,
dowiadujemy się, że nie jesteśmy w Witch Tree. Co z tym zrobić? Bardzo długo gra tego po prostu nie
tłumaczy.

Innym momentem jest „zamknięcie” gry w pewnej chwili. Doszedłem po jakimś czasie do sytuacji, gdzie
aby ruszyć jakkolwiek z grą, musiałem zabić jednego z dwóch bossów. Nie szło mi to jakoś wybitnie
(pamiętacie – jestem kiepski) co powodowało frustrację. Bossowie byli jedynymi elementami, których
przejście mogło mi pozwolić na dalsze eksplorowanie świata. Niestety głupie zgony odsuwały ode mnie
ten moment. Zwłaszcza, że w trakcie jednej z walk zużyłem dość istotne dla powodzenia tej akcji napoje i
przedmioty. Alternatywą było bieganie po wszystkich lokacjach i bicie małych mobów, żeby zbierać
esencję na kolejne poziomy. Nuda. Ale tak jak napisałem, składam to na karb mojego bycia kiepskim w tę
grę.

Przy okazji. Nie siadajcie do Mandragory bez pada. Jasne, da się grać na klawiaturze, ale to jakiś
koszmar. Pad w dłoniach to o wiele mniej stresu podczas rozgrywki.
Technicznie gra jest bardzo dobrze zrobiona. Niezła grafika, ciekawa wizja artystyczna – połączenie
pewnej komiksowości i mroku. Niezłe udźwiękowienie. Aktorzy głosowi wypadają bardzo autentycznie. Z
tym się po prostu bardzo dobrze obcuje.

Jedynym problemem technicznym, na jaki trafiłem była niemożność przeniesienia gry z ekranu laptopa na
podłączony monitor. Nie ma w opcjach możliwości zmiany głównego wyświetlacza, a zrobienie tego
poprzez zmianę sposobu wyświetlana gry (z pełnego ekranu na okno, plus zmiana rozdzielczości) to była
bardzo niewygodna sprawa.
Podsumowując Mandragora to ciekawy tytuł, który potrafi zapewnić rozrywkę. Nawet ja, człowiek
nielubiący specjalnie tego typu gier, bawiłem się świetnie i starałem się być coraz lepszym, żeby iść do
przodu i poznawać ten świat. Bo moim zdaniem warto.
